Czy PiS wyprowadzi Polskę z Unii Europejskiej? Miejmy oczy i uszy szeroko otwarte!
Wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 7 października 2021 r. dotyczący kwestii wyższości polskiej Konstytucji nad prawem unijnym dla jednych stanowi dowód na obronę suwerenności Rzeczypospolitej, dla drugich zaś - element wyprowadzania Polski z Unii Europejskiej. Czy pomiędzy tymi skrajnymi narracjami leży obiektywna prawda?
„7 października 2021 roku zaczął się w Polsce Polexit. Wyrok tzw. TK oddala nas od zasad prawodawstwa, sprawiedliwości, praworządności i niezawisłości sędziowskiej, które są standardami w UE”
„Polska była, jest i będzie członkiem UE. Polexit to szopka wymyślona przez PO i TVN24. Dziś trwa walka o to, czy Unia będzie wierna zasadom, które legły u jej podstaw czy pogrąży się w sporach podsycanych przez totalną opozycję”Ryszard Terlecki
Wyrok polskiego Trybunału Konstytucyjnego nie jest niczym zaskakującym, podobne orzeczenia wydawały trybunały konstytucyjne innych państw członkowskich Unii – tłumaczą przedstawiciele obozu rządowego. Czy rzeczywiście istnieje prosta analogia między decyzjami trybunałów m.in. z Niemiec, Francji, Czech, Danii i Hiszpanii oraz wyrokiem autorstwa ich polskiego odpowiednika? Uważam, że nie. Po pierwsze – w żadnym z wymienionych państw wniosku do Trybunału nie kierował sam premier. W Polsce premier Mateusz Morawiecki zwrócił się do TK po orzeczeniu Trybunału Sprawiedliwości UE, który wskazał, że polskie sądy mogą ignorować krajowe przepisy o nominacjach sędziowskich, jeśli uważają je za niezgodne z prawem i uchwalone w niewłaściwym trybie. Morawiecki zaskarżył więc wykładnię trzech przepisów Traktatu o Unii Europejskiej sformułowaną przez TSUE, licząc na to, że polski Trybunał uzna je za niekonstytucyjne. I tak też się stało.
Po drugie – w żadnym z wymienionych państw Trybunał nie rościł sobie prawa do oceny działań TSUE, jak i nie orzekł, że przepisy traktatowe (które są egzemplifikacją prawa pierwotnego i fundamentem UE) są niezgodne z Konstytucją. Polski Trybunał Konstytucyjny, w przeciwieństwie do trybunałów innych państw członkowskich Unii, nie pozostawił żadnego pola do załagodzenia konfliktu – wręcz przeciwnie, sam ustalił, po której stronie osi sporu się znajduje. Nie może to dziwić zwłaszcza, gdy przypomnimy sobie, kto zasiada obecnie w Trybunale. Do tej pory sędziami TK zostawały niekwestionowane autorytety w dziedzinie prawa konstytucyjnego, których kandydatury w Sejmie wspierały zazwyczaj różne ugrupowania polityczne (np. w 2011 r. kandydatura prof. Andrzeja Wróbla została zatwierdzona dzięki wspólnemu wysiłkowi PO, SDPL, SLD, PJN i DKP). Filozofia wyboru sędziów TK uległa jednak zasadniczej zmianie w 2015 r. – od 6 lat do Trybunału trafiają bowiem wyłącznie nominaci Prawa i Sprawiedliwości, a nawet byli, wyraziści politycy tej partii (na czele z Krystyną Pawłowicz i Stanisławem Piotrowiczem).
Polski Trybunał Konstytucyjny, wbrew temu, do czego przekonują społeczeństwo reprezentanci opcji rządzącej, nie poszedł ścieżką wytyczoną przez trybunały innych krajów i w istocie nie obronił także polskiej suwerenności przed „okupantem brukselskim” (Marek Suski), „dyktaturą brukselskiej biurokracji” (Ryszard Terlecki) i „wyimaginowaną wspólnotą, z której niewiele dla nas wynika” (prezydent Andrzej Duda). Nie obronił, bo nic owej suwerenności ze strony organów UE nie zagraża. Suwerenności Rzeczypospolitej nie można utożsamiać z interesem PiS, które zdaje się obierać jeszcze ostrzejszy kurs kolizyjny na Unię w związku z zarzutami o nieprzestrzeganie zasad praworządności czy wykluczanie mniejszości. PiS nie martwi się nawet o ewentualne zablokowanie funduszy w ramach Krajowego Planu Odbudowy.
„Bez Funduszu Odbudowy można sobie poradzić. Pożyczyć na takich samych, bądź lepszych warunkach. Podziękować za te pieniądze” – powiedział Jacek Saryusz-Wolski, europoseł PiS.
„Zgodziliśmy się na ten fundusz, nie dlatego, że te pieniądze były nam bardzo potrzebne, bo jak widać doskonale dajemy sobie radę bez pieniędzy unijnych” - stwierdził inny europoseł PiS Zbigniew Kuźmiuk.
Te wypowiedzi wypadają jednak blado na tle słów prezesa Narodowego Banku Polskiego Adama Glapińskiego, który przekonywał (chyba również samego siebie): „My bez środków unijnych, którymi teraz się nas szantażuje, jesteśmy w stanie doskonale zapewnić sobie ten dynamiczny rozwój. Tym bardziej, że duża część tych środków to pożyczka, my sami możemy pożyczki brać, jakie chcemy. Każdy nam da. My w tej chwili żadnej pożyczki nie bierzemy, jako kraj, ani jako Narodowy Bank Polski. Żadnej. To do nas przychodzi cały świat i chce od nas pożyczać”.
Czy Polexit jest wobec tego realnym scenariuszem, możliwym do wcielenia w życie w najbliższej perspektywie czasowej? Według sondażu United Surveys dla RMF FM i Dziennika Gazety Prawnej, aż 42,8% respondentów uważa wyjście Polski z Unii Europejskiej za prawdopodobne. Odsetek ten zwiększył się w porównaniu z poprzednim miesiącem o 18,5 punktów procentowych. Coś, co jeszcze do niedawna uchodziło za niedorzeczność, dziś staje się centralną płaszczyzną debaty politycznej. Nawet jeśli politycy PiS zapewniają, że ich celem jest wyłącznie zreformowanie Unii, a ostrzeżenia przed Polexitem to pozbawione wartości merytorycznej mrzonki opozycji - miejmy oczy i uszy szeroko otwarte, bo polityka jest pełna niedorzeczności…