Konstytucja 3 Maja - warto to wychwalać?
Pamiętam jeszcze ze szkoły te wszystkie apele na Trzeciego Maja z obowiązkowym odśpiewaniem „Witaj, majowa jutrzenko” Rodjona Suchodolskiego. Zawsze siedziałem, słuchałem wierszyków oraz przemówień jaka ta konstytucja była wspaniała i jaka szkoda, że Targowica nas zdradziła i nie mogła dłużej funkcjonować. Szczerze mówiąc jako dzieciak z podstawówki, potem gimnazjum nieszczególnie się interesowałem. W liceum z kolei zadałem sobie proste pytanie – czy jest w ogóle co świętować? Teraz zdaje mi się że mam odpowiedź.

Zacznijmy od pierwszego punktu, który jest praktycznie zawsze wychwalany, czyli określanie jej jako „pierwszą konstytucję Europy i drugą na świecie”. Sprawa tutaj nie jest aż taka oczywista i historycy bardzo aktywnie się sprzeczają na ten temat. Jeśli przez konstytucję rozumiemy dowolną ustawę zasadniczą, na podstawie której ma być sporządzane inne prawo otwiera nam się multum możliwości. Najwcześniejszym wysuwanym dokumentem jest Magna Carta Libertatum. Powstała ona w roku 1215 w Anglii dokładnie rozpisując konkretne przywileje stanowe i ograniczenia władzy królewskiej, zwłaszcza w kontekście możliwości ograniczania wolności, czy to przez stosowanie aresztu, czy nakładanie podatków. O ile sam średnio bym ją wskazał jako idealny przykład, ponieważ głównie dotyczyła stosunków feudalnych, to jednak są dwa istotne punkty na jakie wskazują nieliczni historycy, którzy to ją wskazują jako najwcześniejszy przykład konstytucji. Pierwszym jest to, że ograniczała władzę królewską i stanowiła podstawowe źródło prawa. Drugim jest fakt, że przez długi czas stanowiła istotny dokument w kontekście kultury prawnej Wysp Brytyjskich. Nawet współcześnie odnosi się do postanowień Magna Carta. Jednocześnie co w oczach innych eliminuje ją jako dobry przykład to to, że Brytyjczycy nie uważają, że mają jednolitą konstytucję, a raczej serię Aktów Konstytucyjnych, które swoją treścią definiują podstawowe prawo. Podobnie z resztą jest z innym przykładem – Statutem Republiki San Marino. Obowiązujący do dzisiaj składał się z sześciu ksiąg, które między innymi bezpośrednio definiowały funkcjonowanie podstawowych organów państwowych i władzy sądowniczej. Ta jest o tyle ciekawa, że spora porcja jej treści nie została zmieniona i de facto nadal jest obowiązującym prawem, jednak podobnie jak Magna Carta była później uzupełniana.
Dobrze, ale co w przypadku gdy skupimy się na bardziej ścisłej definicji konstytucji – jednolitej skodyfikowanej ustawie zasadniczej, nie uzupełnianej dodatkowymi aktami o identycznej randze. Tutaj też mamy spór, bo takim dokumentem była Konstytucja Republiki Korsykańskiej z 1755, która spełniała praktycznie wszystkie te wymogi. Zawierała trójpodział władzy, definiowała funkcjonowanie państwa i jego demokratyczny ustój, a co najważniejsze była zdefiniowana jako jedyna, najwyższa rangą ustawa. Problem wskazywany jednak przez historyków polega na tym, że nie była ona demokratycznie wprowadzona. Została de facto ustanowiona w sposób niedemokratyczny, narzucona przez Pascala Paoliego. Zarzut ten jest jednak ciekawy ze względu na to, że o samym poprawnie demokratycznym przyjęciu naszej słynnej trzeciomajowej również można dyskutować.

Konstytucja 3 Maja nie cieszyła się tak dużą popularnością w czasie jej podpisywania, było kilka różnych stronnictw aktywnie jej oponującym, chociażby uważając że wzmacnia ona zbyt mocno władzę królewską. Sejm, który potem stał się tym na którym ją sygnowano został początkowo wstrzymany na zaplanowaną przerwę wielkanocną. Przerwa ta jednak została w bardzo taktyczny sposób skrócona o dwa dni, upewniając się że ludzie którzy wyjechali nie będą w stanie wrócić na czas na pierwsze dni wznowionych obrad. „Tak się złożyło”, że akurat ci którzy zdążyli, to było stronnictwo prokonstytucyjne. Co jeszcze ciekawsze daty rozpoczęcia sesji nie ogłoszono, tylko imiennie wezwano zwolenników ustawy. W obradach z nocy 2 na 3 maja dokonano stosownego procesu legislacyjnego i już w poranek dnia następnego Konstytucja była obowiązującym prawem. Ironiczne, biorąc pod uwagę że jako jeden z podstawowych obowiązków była deklarowana „obrona wolności przed królewskimi próbami jej ograniczenia”.
Co jednak ona wprowadzała swoją treścią też ciężko oceniać całkowicie pozytywnie. Oczywiście, znalazła się konieczna zmiana wprowadzająca bardziej unormowany sposób przyjmowania ustaw. Kosztem jednak było wiele zmian, które szły mocno na niekorzyść przyszłego państwa. Już pierwsza cześć budzi wątpliwości. Nie tylko ustanawia ona religię katolicką jako panującą, jednocześnie aktywnie kara ona za wystąpienie z kościoła, głównie w kontekście zmiany religii. Dalej, w kwestii praw politycznych znacząco ogranicza kto w ogóle może decydować o losie państwa. Zwłaszcza szlachta bez ziemi wedle postanowień, które miały miejsce pod koniec istnienia państwa polskiego traciła swoje prawa, zaś jeśli chodziło o chłopstwo, ta bezpośrednio odnosiła się do ustawy „Miasta nasze królewskie wolne w państwach Rzeczypospolitej”. Nadawała ona co prawda pewną reprezentację tego stanu, ale było to jedynie 24 przedstawicieli ograniczonych jedynie do doradzania w sprawach dotyczących miast bezpośrednio. Nadawała możliwość nobilitacji przy odpowiednim majątku, ale musiał on być utrzymywany przez aż trzy pokolenia, przez co pierwsze nobilitacje z tego tytułu można by dopiero nadawać w drugiej połowie XIX-wieku. Jednocześnie całkowicie ignorowano mieszczan z miast spoza gruntów królewskich, de facto odmawiając im jakichkolwiek praw w świetle, i ustawy, i Konstytucji. Gospodarczo zaś utrzymywała dotychczasowy system folwarczny. Już wtedy można było zobaczyć, że rodząca się industrializacja wymagała zmian systemowych, aby państwo nie zostało w tyle za rozwijającymi się uprzemysławianymi narodami, jednakże można się spodziewać, że w przypadku braku zmiany tych postanowień czekałby nas ten sam los co Rosję – zacofana gospodarka, głównie opierająca się na źle zarządzanych gruntach rolniczych.
Dlatego też chcę wyrazić opinię, że święto to nie powinno być tą radosną rocznicą, na jaką próbuje się ją kreować, a raczej wspomnieniem wydarzenia historycznego otwartym na jego konkretną krytykę. Nie powinniśmy tworzyć mitu tego niskiej jakości wydarzenia politycznego, ale wyciągać wnioski jako przestrogę.