Zmiany spotkały się z poparciem opozycyjnej Partii Pracy. Lider laburzystów, Keir Starmer powiedział, że będzie popierał luzowanie obostrzeń tak długo, jak będzie to poparte medycznymi dowodami, o czym informował The Guardian.

W kuluarach mówi się, że ten ruch jest gestem Borisa Johnsona w stronę członków Partii Konserwatywnej, którzy są niezadowoleni z poczynań swojego lidera.

Chodzi głównie o kwestię imprezy, która miała się odbyć w maju 2020 roku w rezydencji premiera Wielkiej Brytanii na Downing Street. Nie byłoby w tym nic skandalicznego, gdyby nie fakt, że odbyła się ona wbrew obostrzeniom wprowadzonym wówczas przez… samego Johnsona. Gdy zaczęto poruszać ten temat publicznie na początku bieżącego roku, opinia publiczna była oburzona.

Johnson zaprzeczył, że ostrzeżono go o tym, że przyjęcie mogło łamać zasady lockdownu i upierał się, że uważał je za wydarzenie związane ze swoją pracą, ale jego były doradca Dominic Cummings oskarżył go o wprowadzanie w błąd parlamentarzystów. Twierdził, że premier zlekceważył ostrzeżenia dotyczące organizacji przyjęcia.

Obecnie mówi się nawet o tym, że premier może stracić stanowisko. Na chwilę obecną musi mierzyć się z dużą presją ze strony części torysów. Poseł Christian Wakeford ogłosił w środę, że przechodzi do Partii Pracy, wzywając premiera do złożenia urzędu.

To właśnie zniesienie niektórych obostrzeń ma zniwelować kłopoty wizerunkowe Johnsona. Duża część restrykcji ma przestać obowiązywać już 26 stycznia. W całej Wielkiej Brytanii około 77,6% ogółu ludności jest zaszczepionych przynajmniej jedną dawką szczepionki przeciwko COVID-19.