Dziel i rządź. Jak Kaczyński ponownie wygrał z opozycją
Kilka miesięcy temu Trybunał Konstytucyjny ogłosił wyrok uznający aborcję eugeniczną (czyli uzasadnioną uszkodzeniami lub śmiertelnymi wadami płodu) za niezgodną z polską Konstytucją. W tym wpisie pominę zupełnie kwestię zasadności tej decyzji, ponieważ mogła być ona zupełnie różna zależnie od przyjętej przez członków TK definicji człowieka.
To co najbardziej mnie zastanawia od dłuższego czasu to przede wszystkim cel polityczny tej decyzji. Dlaczego podjęto tak trudny temat budzący emocje milionów Polek i Polaków właśnie w okresie szalejącej pandemii? Oczywistym powodem wydaje się być przykrycie nieudolności działań rządu, jednak w takim przypadku nie musieliby przecież ruszać tak kruchego tematu jak aborcja. Jednocześnie przepchnięcie skrajnych zmian bez obaw o sprzeciw społeczeństwa, uzasadnione zyskami politycznymi w postaci przejęcia części elektoratu Konfederacji oraz umocnienia pozycji PiS na prawicy, byłoby sytuacją jednoznacznie wygraną gdyby nie właśnie ten warunek braku sprzeciwu społecznego. Ostatnie dni pokazały, że Polki i Polacy potrafią się zmobilizować nawet w tak trudnym kryzysie jak dzisiejszy. Czy to oznacza, że PiS tą decyzją przegrał? Całkiem prawdopodobne, że wręcz przeciwnie dzięki doskonałym zdolnością strategicznym Jarosława Kaczyńskiego.
Warto przede wszystkim zauważyć jak wyglądała w linia Prawa i Sprawiedliwości chwilę po ogłoszeniu decyzji. Nie odbyły się żadne oficjalne konferencje PiS, do mediów wysyłali wyłącznie najspokojniejszych przedstawicieli, a na oficjalnych profilach partyjnych nie było ani słowa o temacie aborcji. Chiński mistrz Sun Tzu powiedział kiedyś, że “biegły w sztuce wojennej wymusza na innych podjęcie działań, a nie pozwala nikomu wymuszać na sobie”. Wydaje się, że dokładnie tą samą zasadą kierowali się liderzy koalicji rządzącej. Decyzja tzw. TK zadziałała niczym płachta na byka wystawiona przez milczącego toreadora. Doskonale pokazuje to zupełnie przeciwny wizerunek medialny jaki przedstawiała opozycja, która promuje jak najmocniej panujący w mediach temat. Widać ogromne zaangażowanie zarówno wyborców, jak i samych polityków. Tylko na co oni wszyscy liczyli?
Ówczesna sytuacja polityczna przypominała mocno przełom 2015 i 2016 roku, kiedy to wszyscy opozycjoniści byli pewni, że PiS swoimi decyzjami m.in. w sprawie TK nie utrzyma władzy do końca ówczesnej kadencji. Nie było wtedy co prawda tak ogromnych protestów jak w drugiej połowie 2020 roku, jednak i tak ich skala była bardzo duża jak na tak nieznacznie emocjonujący społecznie temat jak kwestia praworządności. Co jednak pokazały kolejne miesiące? Prawo i Sprawiedliwość nadal robiło swoje, utrzymując stałe 30-40% poparcia. W tym samym czasie opozycja nie zdołała przekonać społeczeństwa do swoich racji w żaden sposób, jednocześnie samemu przeznaczając ogrom sił na dziesiątki tysięcy działań w terenie i w Internecie.
Dzisiaj sytuacja jest identyczna, choć dotyczy dużo trudniejszego i bardziej emocjonującego tematu. Poprzez utrzymanie przez PiS taktyki milczenia w połączeniu z załamaniem służby zdrowia protesty opozycji zaczęły się załamywać, cichnąć, a momentami nawet odwracać wobec samych protestujących – stawiając ich w roli przyczyny śmierci tysięcy osób. W ten sposób zwycięstwo osiągnęła formacja Jarosława Kaczyńskiego, zyskując wymienione na początku korzyści, a dodatkowo pokazując zwolennikom opozycji, że zmarnowali czas. Stosując identyczną taktykę jak w przypadku wszystkich protestów grup społecznych i zawodowych przez ostatnie 5 lat.
Opozycja ponownie wpadła w pułapkę, w sytuację w której wrażenie wygranej jest dla nich jedynie smutną ułudą. Jednak jednocześnie oczywiście nie mogła i nie powinna zrobić nic innego. Sprzeciw wobec subiektywnie szkodliwych działań władzy jest zadaniem opozycji i podstawą w zdrowej demokracji. Jego wyrażenie jest w pełni słuszne i pożądane, lecz ta walka z góry była skazana na porażkę.